Ciąg dalszy naszych warszawskich wojaży. Nie wyobrażaliśmy sobie naszej wycieczki bez wizyty na Pradze. Nie mieliśmy na zwiedzanie zbyt wiele czasu, ale nawet na tą krótką wędrówkę warto było się tam wybrać.
Praga to miejsce szczególne. Specyficzne. Wciągające i uzależniające. To dzielnica o której można było już usłyszeć niemal wszystko, większość osób spoza stolicy skojarzenia z tym miejscem ma dość jednoznaczne. My mieliśmy bardzo podobnie. Przecież nie od dziś mówi się, że Praga jest gniazdem przestępczości, że „pijane Zenki” w bramie to chleb powszedni mieszkańców dzielnicy. Już widzieliśmy oczami wyobraźni opuszczone, zaniedbane kamienice, już czuliśmy w powietrzu zapach taniego wina… I właściwie nasze wyobrażenia nie różniły się mocno od zastanej tam rzeczywistości.
Warto jednak pamiętać, że nie ma jednej Pragi. Dzielnica dzieli się na dwie części – południową oraz północą. Południe to spokojna, modna dzielnica, pełna inwestorów z wielkimi planami na to miejsce, to również mnóstwo hipsterskich knajp i przyjemnych budynków otoczonych zielenią. Północ to zupełne przeciwieństwo Pragi Południe. Tutaj naprawdę można poczuć się jak w innym mieście, o innym czasie.
Kiedy zaparkowaliśmy pod Bazarem Różyckiego, nie wiedzieliśmy jeszcze, że jesteśmy w miejscu kultowym. Trafiliśmy do słynnego „warszawskiego trójkąta bermudzkiego”. Podobno ulice: Brzeska, Ząbkowska i Targowa są znane z wysokiej przestępczości. W tym miejscy powinniście wiedzieć, że my kochamy takie miejsca. I ten dreszcz niepewności wymieszanej ze strachem był niesamowicie ekscytujący. O tak, w takich miejscach nie zawsze zachowujemy się rozsądnie, a zaglądanie do starych kamienic czy na tajemnicze podwórka staje się dla nas atrakcją numer jeden.
Nie za bardzo wiedzieliśmy gdzie iść. Następnym razem na pewno lepiej się przygotujemy na taką wycieczkę, jednak w tamtym momencie pozostał nam spontan. I nie był on wcale zły! Z aparatem na szyi i lekkim poczuciem strachu ruszyliśmy przed siebie.
Na każdym kroku było coś, co przykuwało naszą uwagę. Przede wszystkim były to stare, piękne kamienice. Architektura w pojęciu zupełnie amatorskim jest naszą małą obsesją. Z naszej dwójki to Klodia jest miłośniczką pięknie-brzydkich starych domów. Spacer po Pradze to był niekończący się zachwyt wszystkim dookoła. Nawet „pijanym Zenkiem zza winkla”. Udało nam się zobaczyć zabytkową kamienicę Menachema Rotlewiego (ponieważ początkowo zupełnie nieświadomie obok niej zaparkowaliśmy nasz samochód), widzieliśmy też Warszawską Wytwórnię Wódek o wdzięcznej nazwie Koneser. Przepiękny, industrialny budynek, który zmienia się w wielkie centrum praskie. Będą tam mieszkania, restauracje, biura… Fajnie. Naprawdę fajnie, że dzieje się coś, co pozwoli dzielnicy na rozwój. Chociaż musimy przyznać, że czujemy gdzieś nieracjonalny smutek z tego powodu, bo wytwórnia już nie będzie tak zachwycającym starym budynkiem i zmieni klimat Pragi nieodwracalnie.
Powoli kończąc nasz spacer natknęliśmy się na coś absolutnie dziwnego. Konsulat Prättigau. To restauracja, jednak nie zauważylibyśmy jej, gdyby nie zaskakująca instalacja artystyczna po drugiej stronie ulicy. Z miejscem związani są prascy artyści za sprawą których odbywają się tam wystawy i różnego rodzaju działania twórcze. Odsyłamy Was na stronę Konsulatu [klik klik]. Nie mieliśmy czasu, aby wejść do środka, ale następnym razem na pewno zjemy tam obiad.
Bez wątpienia Praga jest wyjątkowa i warto doświadczyć jej poznania. Nawet w tak minimalnym stopniu. Co prawda spodziewaliśmy się, że „będzie gorzej” i bardziej ekstremalnie, że zobaczymy dzielnicę mrożącą krew w żyłach… Na szczęście dla mieszkańców widać, jak Praga Północ powoli, powoli się rozwija i wychodzi z tego mrocznego cienia. Dla nas trochę szkoda, bo lubimy miejsca przesiąknięte historiami spod ciemnej gwiazdy 😉